Gdy trafił do schroniska, nic nie widział. Dzięki miłośnikom zwierząt, którzy zebrali pieniądze na operację, kocurek częściowo odzyskał wzrok. - Imię Ślepek jest jego przekleństwem. Bo on widzi i nieźle sobie radzi. Szkoda całej tej walki, jeśli teraz nie znajdzie kochającego właściciela – mówi weterynarz Bartłomiej Lewandowski.
Ślepek jest siedmiomiesięcznym ciekawskim kociakiem: w przychodni weterynaryjnej wspina się na fotele, łasi się do nóg i biega za kawałkiem sznurka, a nawet własnym ogonem. Wzięty na ręce zaczyna się tulić i mruczeć. - Dawno nie widziałam tak łagodnego i ufnego kota. Nie ma w nim żadnej agresji. Jest naprawdę kochany – mówi chojnicka weterynarz Beata Lewandowska.
Kilka tygodni temu wydawało się, że bezpański kot, który trafił do schroniska, nie ma żadnych szans na przetrwanie. W Przytulisku dostał na imię Ślepek, bo nic nie widział. - Przyczyną były zrosty spojówkowo-rogówkowe, które są powikłaniem po nieleczonej kociej grypie – wyjaśnia pani Beata.
Ślepka zoperował specjalista chirurgii weterynaryjnej, zajmujący się okulistyką. Operacja się udała. Kot częściowo odzyskał wzrok. Jak ocenia weterynarz Bartłomiej Lewandowski – w około 40 procentach. Kotek nie może jednak zostać u Lewandowskich, bo nie akceptuje go kotka właścicieli.
Teraz Ślepek szuka nowego domu. - To imię jest jego przekleństwem – mówi pan Bartłomiej. - On ma pewną dysfunkcję, ale swobodnie się porusza, bawi się jak inne koty, biega, korzysta z kuwety. Dużo mruczy.
Najlepiej, żeby kocurek trafił do kogoś, kto nie ma innych zwierząt. I żeby był kotem domowym, bo wychodzenie na zewnątrz mogłoby się dla niego źle skończyć. - Jeśli nie znajdzie kochającego właściciela, to szkoda całej tej walki o jego oczy – mówią Lewandowscy. - Bardzo nam zależy na tym, żeby znalazł nowy dom.
W tej sprawie można kontaktować się z przychodnią VetMedica: 731 731 707 lub z chojnickim schroniskiem.
źródło: Czas Chojnic